Czego nauczył mnie kubeczek menstruacyjny

Pamiętam, że kiedy ponad dwadzieścia lat temu przyjaciółka namówiła mnie na spróbowanie tamponów, sądziłam, że to najlepsza rzecz jaka mogła się zdarzyć w odniesieniu do moich miesiączek i że nic lepszego już nie nastąpi. O jakże się myliłam! Na kubeczek trafiłam kilka lat temu i od początku wydawało mi się, że jestem nim zafascynowana. Choć naturalnie po latach zmian tamponów, okazjonalnie podpasek, miałam do swojej miesiączki bardzo ambiwalentne odczucia. Środki higieny budziły mój wstręt, wyrzucanie ich, zapach jaki rozsiewały powodowały, że dokładnie tak samo myślałam o swojej miesiączce i krwi menstruacyjnej. Kubeczek, który miałabym wylewać własnymi palcami niepokoił mnie. A potem jakoś tak samo wyszło, że nie dało się więcej uciekać – pozostało kupić i używać.

Czego nauczył mnie kubeczek menstruacyjny? Całkiem ważnych rzeczy.

Miesiączka nie śmierdzi

To pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, a może raczej w nos.. Niewiarygodne jak pozytywnie zaskoczona byłam dowiadując się, że po noszeniu kubeczka nawet cały dzień, kiedy opróżniam go pod prysznicem krew jest po prostu krwią, ma piękny, bordowo-czerwony kolor i jeśli czymś pachnie to żelazem. To była pierwsza rzecz, która diametralnie zmieniła moje sam-na-sam z własną krwawiącą intymnością i spowodowała, że po prostu przestałam się krzywić w momentach opróżniania (tym razem już nie wyrzucania) kubeczka. To był pierwszy krok do polubienia się.

Wolna od dyskomfortu

Miesiączka z tamponem bywała wygodna, ale do czasu. Prędzaj czy później tampon uwiera, ślizga się, dźga i przeszkadza. Do tego dochodziły napięcia dna miednicy i ból brzucha, który powodował, że po prostu czułam się okropnie. Kubeczek pokazał mi, że o miesiączce można wręcz zapomnieć. Jakże wspaniale robić ciekawe rzeczy w ciągu dnia, biegać, dobrze się bawić lub po prostu bezczynnie siedzieć i nie myśleć o dyskomforcie płynącym z podbrzusza.

Opróżnianie kubeczka jest proste

Nie ukrywam bałam się strasznie tego momentu. A jednak okazało się to z czasem coraz łatwiejsze. W tej chwili nie ma chyba okoliczności, w których stanowiłoby to dla mnie jakikolwiek problem. Opróżnianie kubeczka to pikuś. A ja każdy “pikuś” uwielbiam, bo lubię cieszyć się życiem.

Znam się lepiej

A konkretnie znam swoją miesiączkę znacznie lepiej. Wiem ile krwi wychodzi ze mnie przez każdy dzień krwawienia. To niewiarygodne jak przeceniamy ilość wypływających z nas płynów. Nosimy tampony czy podpaski stanowczo dłużej niż to jest koniecznie. Z kubeczkiem niemalże za każdym razem jestem zaskoczona 3 dnia, jak niedużo krwi ze mnie wypływa. To już właściwie drobne plamienia, które czasem po prostu decyduję się ignorować. Być może brzmi to kontrowersyjnie, ale mnie tak po prostu jest superwygodnie, a nie ma nic cudowniejszego niż czucie się wygodnie z własnym ciałem.

Moja pochwa nienawidziła tamponów

Choć ja sama zdecydowanie wybierałam tampony nad podpaski, moja pochwa ich nienawidziła, co widzę dopiero teraz. Do tej pory pamiętam okropne uczucie w pochwie zwłaszcza w drugiej części miesiączki, kiedy tampon zbierał minimum krwi za to całkowicie i bezwzględnie wysuszał moje wnętrze. Uczucie dźgania było straszne, a pieczenie w gorsze dni nie do przejścia. Wybierałam w moim odczuciu mniejsze zło – bo nie znosiłam klejącej się podpaski. Ale moje ciało nie było zachwycone. Przyjęłam, że ból, napięcia, pieczenie i dyskomfort to norma, którą trzeba przeżyć. Niemalże się na to znieczuliłam. Kubeczek pozwolił mi w pełni uświadomić sobie, że nie ma nic normalnego w dyskomforcie ciała. Że to wyraźny sygnał na to, iż robimy coś nie tak. Dzięki kubeczkowi dowiedziałam się, że swędzenie pochwy i ciągłe problemy z nawracającymi infekcjami to też nie jest norma. Dowiedziałam się, że znaczną część odpowiedzialności ponosiły tampony, które usuwały ważną śluzówkę pochwy, chroniącą delikatne jej ścianki. Teraz po prostu czuję się zdrowa, a seks po miesiączce (a nawet przy jej końcu) jest wspaniały.

Zawsze jestem przygotowana na pierwszy dzień

Może to nic ważnego, ale ja generalnie jestem średnio “zorganizowana”, co nie zmieniło się nawet podczas ponad 20 lat miesiączkowania. Regularnie zapominałam, że skończyły mi się tampony, co zwykle kończyło się proszeniem o pomoc partnera, który w kluczowym dniu był wysyłany do drogerii lub apteki po środki. Po torebce zawsze walały się pojedyńcze tampony, które po pewnym czasie nie nadawały się do niczego, więc lądowały w śmieciach praktycznie nie używane. To kompletnie zmieniło się wraz z kubeczkiem. Mam śliczny kubeczek, który mam po prostu przy sobie w bardzo ładnej torebce. I ten kubeczek jest moim przygotowanym przyjacielem, partnerem w nadchodzącej miesiączne – niezależnie od tego, kiedy się ona do mnie wybierze. Jeśli czuję w środku, że coś się zbliża i może już, kubeczek mogę nawet założyć, bo nie będzie on sprawiał mi dyskomfortu i zwyczajnie ja zaskoczę okres, bardziej niż on mnie.

Podczas miesiączki mogę wszystko

Piękna bielizna? Mogę! Pływanie? Mogę! Plaża? Mogę! Bieganie, joga i inne? Mogę! Intymność z partnerem? Mogę! Z kubeczkiem autentycznie jest tak, jakbym miesiączki nie miała. Kiedy byłam młoda wszystkie moje koleżanki, wraz ze mną oczywiście żonglowały antykoncepcją od czasu do czasu, kiedy zbliżały się jakieś emocjonujące wyjazdy. Tylko po to, żeby przedłużyć moment “niemiesiączkowania”. Wiedziałyśmy, że jak krwawienie się zacznie, wyjazd będzie popsuty. Od kilku lat kompletnie, ale to kompletnie nie ma to znaczenia. Bo kubeczek powoduje, że miesiączka nie przeszkadza absolutnie w niczym.

Już nie czekam na menopauzę

To zabawne, ale frustrując się miesiączką zdarzało mi się mówić “Nie mogę się doczekać menopauzy i końca tego wszystkiego.” Oj jak ja siebie nie lubiłam i swojego stanu podczas miesiączki. Teraz mam 40 lat i cieszę się sobą i swoim ciałem jak nigdy wcześniej. I choć to pierwszy raz kiedy wyraźnie to stwierdzam, to nie czekam na menopauzę! Lubię tę cykliczność, rytm jaki nadaje mój okres. Kubeczek pozwolił mi po prostu ugłaskać własną kobiecość, pożegnać się z cieniem, który kładł się na jej przeżywaniu i powitać normalność. Tak, zwyczajną, spokojną normalność. Do której wszystkie Was serdecznie Was zapraszam!